Kolejny dzień strajku pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka nie jest niczym na tyle nadzwyczajnym, żeby utrzymać się na czołówkach serwisów informacyjnych. Owszem, dostarcza niezłej zabawy archeologom, którzy ze słusznym ukontentowaniem wyciągają i zestawiają wypowiedzi pani-wówczas-jeszcze-nie-premier Beaty Szydło z obecnymi (i sprawiedliwie robią to samo Konstantemu Radziwiłłowi, który równie dramatycznie zmienił zapatrywania po przejściu z opozycji do władzy).
Otóż pani premier dostrzegała jeszcze rok – półtora roku temu, że system, w jakim pracują pielęgniarki, jest fatalny i że strajk przeciwko takiej organizacji pracy wydaje się głęboko uzasadniony (krytykowała również ówczesną premier Ewę Kopacz za uchylanie się przed bezpośrednim udziałem w negocjacjach). Przeprowadzka w Aleje Ujazdowskie zmieniła w życiu Beaty Szydło tak wiele, że obecnie te same postulaty strajkowe zbywa ona pogardliwym stwierdzeniem o roszczeniowych pielęgniarkach, którym tylko pieniądze w głowie.
(Zaznaczmy, że to i tak dużo łagodniejsze niż wypowiedzi Oberpremiera na temat poprzednich edycji strajku pielęgniarek:
No dobrze, żadna nowość, że politycy zmieniają stanowisko po tym, jak do stanowisk się sami dorwali, zwyczajna Dobra Zmiana, nothing to see here, move along. Apelowanie o spójność i konsekwencję w deklaracjach prawych i sprawiedliwych rządzących wydaje się zajęciem dla hobbystów.
Natomiast zajęciem dla nas wszystkich powinno być wsparcie postulatów pielęgniarek jak najszybciej, wbrew temu, jak szczują na ich rzekomą roszczeniowość i aspołeczną postawę pan minister zdrowia (któremu wydaje się, że wystarczy przeczekać problem, a sam się rozwiąże), rzecznik praw dziecka (którego powinno obchodzić, czy pielęgniarki pediatryczne są przygotowane do pełnienia obowiązków, mają warunki do pracy i są do niej zdolne). Napuszczanie na pielęgniarki jako na nieodpowiedzialne, egoistyczne i pozbawione etyki awanturnice, bo pozwoliły sobie wykroczyć poza standardowe i niewiele wnoszące dotąd negocjacje i apele medialne, nie odbywa się po raz pierwszy, co widać z cytatów powyżej. Może jednak odbywać się po raz ostatni – to nie dlatego, że nowy Dorn weźmie niesubordynowane pielęgniarki w kamasze.
Dlaczego strajk pielęgniarek budzi inne emocje niż każdy inny strajk pracowniczy? Dlaczego wydaje się, że moment, w którym odchodzą od swoich stanowisk pracy jest naruszeniem jakiegoś straszliwego tabu, złamaniem zasad (zważywszy, że jeszcze nie było w Polsce strajku pielęgniarek, który nie byłby przygotowany w sposób zapewniający pacjentom bezpieczeństwo i opiekę zastępczą)? Dlaczego odium spada na nie dużo dotkliwiej, niż na sprzedawczynie, kasjerki czy kierowców? Skąd przekonanie, że pielęgniarki różnią się od wszystkich innych pracowników tak mocno, że reguły dotyczące dozwolonych metod nacisku na pracodawcę ich nie dotyczą, i że siostry powinny pracować bez względu na okoliczności, bez względu na warunki i bez względu na pieniądze?
Na marginesie pragnę dostrzec, że narracja o wyjątkowej misji, z powodu której wszelki strajk łączący się z odejściem od warsztatu pracy jest aberracją, bluźnierstwem i złamaniem zasad społecznych zasługującym na szczególne potępienie pojawia się z podziwu godną konsekwencją prawie wyłącznie w odniesieniu do zawodów mocno sfeminizowanych: pielęgniarek i nauczycielek. To w ich przypadku niezgoda na pracę za grosze i w warunkach pozbawionych przyszłości jest bezczelnością, występkiem i obrazą praw boskich i ludzkich (na to też mam obrazek)Zakończywszy dygresję, popadnijmy na krótko w następną, czyli uwagi o tym, co było.
W jakimś stopniu etos zawodu pielęgniarki jest obciążony przez własne historyczne brzemię. Tak naprawdę dopiero od dziewiętnastego wieku pielęgniarstwo można uznać za pracę, przedtem była to funkcja sprawowana przez służebne zakony – funkcja opiekuńcza, troskliwa i wynikająca z chrześcijańskiego paradygmatu miłosierdzia czy też litowania się (przez wiele stuleci nie bardzo odróżniano w tej kwestii opiekę nad chorymi od opieki nad bezdomnymi czy biednymi – zakony zajmowały się tymi grupami ludzi mniej więcej podobnie, otaczając troską w zakresie wyżywienia, udzielania schronienia, pocieszenia, podstawowej higieny i oczywiście modlitw). Z przyczyn oczywistych zakonnicy czy zakonnice prowadzący zakłady opiekuńcze czy też świadczący w nich prace służebne nie byli osobno wynagradzani – ich wkład stanowił niejako emanację powołania, był częścią ślubów zakonnych, a nie pracą zarobkową. Zresztą do niemal połowy dziewiętnastego wieku w ogóle nie pojmowano pracy pielęgniarskiej tak, jak rozumiemy ją dzisiaj: jako części procesu terapeutycznego – raczej sprowadzano do działalności dozorującej (stąd też nazwa dozorczynie używana w stosunku do osób sprawujących tę funkcję) i ogólnie opiekuńczej. Anioły w kornetach miały emanować cierpliwością, łagodnością i macierzyńskim ciepłem plus dokonywać zabiegów wokół ran czy obsługi chorego. Nie oczekiwano żadnych szczególnych kwalifikacji zawodowych – na dowód czego niech posłuży fakt, że w miarę, gdy zapotrzebowanie na pielęgniarki w nowopowstających szpitalach rosło, rekrutowano po prostu ubogie kobiety, poddając je najwyżej kilkumiesięcznemu szkoleniu i wypuszczając do pracy pod nadzorem osób mających jakąkolwiek praktykę. Już od zarania profesjonalizacji pielęgniarstwa był to zawód sfeminizowany – głównie z powodu koncepcji, że naturalne dla kobiet jest cierpliwe opiekowanie się chorymi czy niepełnosprawnymi. Mężczyzn zatrudniano głównie na oddziałach psychiatrycznych, zapewne wychodząc z założenia, że chorym umysłowo troskliwość nie jest potrzebna, za to przyda się siła fizyczna do pacyfikowania i aplikowania stosownych leków. Interesujące swoją drogą, jak wiele z tych przekonań przetrwało do dziś w społecznym myśleniu o siostrach – które co prawda od ponad stulecia siostrami zakonnymi nie są, ale nadal mają mieć w sobie cechy żywych aniołów (w tym bezgraniczną cierpliwość i brak potrzeb cielesnych jak sen czy przyzwoite wyżywienie), istniejących by służyć. Jeśli do dziś propaguje się pogląd, że uniform pielęgniarski ma symbolizować pokorę, służebność i oddanie – w tym oddanie Bogu – to trudno oczekiwać, by łatwo do świadomości publicznej przebił się pogląd, że pielęgniarka to też człowiek i oczekuje za swoją pracę czegoś poza nagrodą z niebios. Ilość wymagań zawodowych i odpowiedzialności nałożonych na pielęgniarki nie zmienia niczego w oczekiwaniu społecznym, by godziły się one na dowolne warunki pracy w imię realizacji powołania. Mają one przeć pod prąd bez względu na okoliczności, obłożenie pracą, warunki, środki i własny dobrostan – wszelki protest traktowany jest jak oburzająca roszczeniowość i niezrozumienie wyjątkowości ich misji.
Korci tu zauważyć, że jeśli misja pielęgniarska jest tak wyjątkowa, to powinny być one traktowane przez pracodawcę (i społeczeństwo) również wyjątkowo: mieć zapewnione jak najbardziej komfortowe warunki pracy i wypoczynku oraz wynagrodzenie pozwalające zarówno godnie żyć jak i sensownie rozwijać się zawodowo.
Tu przykłady tej wyjątkowej troski o siostry pełniące swoją nadzwyczajną misję odpowiednio:
- piętnaście lat na oddziale onkologicznym
- na kardiochirurgii, w Centrum Zdrowia Dziecka
- piętnaście lat, oddział chirurgii:
Doprawdy, Pani Premier, kiedy potępiająco mówi Pani, że pielęgniarkom w tym sporze chodzi tylko o pieniądze – Pani by nie chodziło? A powinno.
I powinno nam wszystkim. Przypomnijmy, że pielęgniarki już nie są bezskrzydłymi aniołami, co to nie jedzą, nie śpią, nie piją tylko troszczą się miłosiernie o biedne dzieciątka. Pielęgniarki, wykształcone kobiety po wieloletnich studiach, stażu i specjalizacji, obarczone są ciężką i niebywale odpowiedzialną pracą, która ma zupełnie bezpośrednie przełożenie na życie i zdrowie pacjentów. Zakładanie, że nie obchodzi nas, czy są odpowiednio do swojej pracy wynagradzane, gdyż misja i prestiż i powołanie zawodu są wszystkim jest rozpaczliwie głupie i krótkowzroczne z dwu powodów, jednego mszczącego się natychmiast, a drugiego w odroczeniu. Po pierwsze, pielęgniarka nie anioł i jeść i spłacić kredyt za mieszkanie musi. Jeśli pensji nie wystarczy – weźmie nadgodziny, dodatkowe zlecenia, ćwiartki etatu czy umowy na boku. Co oznacza, że oprócz ośmiu godzin podawania leków, wkłuwania się w żyły czy mięśnie, mierzenia temperatury czy podawania narzędzi w sali operacyjnej – będzie kolejne kilka godzin pilnować pacjentów czy biegać z zastrzykami do chorych na prywatne zlecenia. I następnego dnia rano będzie o tych kilka godzin mniej wypoczęta, mniej zdolna do skupienia, dokładności czy refleksu. Bardzo niebezpieczna technika udawania, że problemu nie ma. Drugi problem zaczyna nas już też doganiać: do tak niedofinansowanego i pozbawionego sensownych perspektyw (poza misją, prestiżem i powołaniem) zawodu przestaną przychodzić nowi pracownicy. Już teraz średnia wieku pielęgniarek oscyluje w granicach 45 lat. Nowe – jeśli przyjdą – rozejrzą się, popatrzą na pasek wypłaty, posłuchają pani premier czy innych polityków i sprawdzą, jak szybko uda im się nostryfikować dyplomy w cywilizacji zgniłego Zachodu, gdzie co prawda nikt do nich nie powie siostrzyczko, ale też i nie zdziwi się, że nie chcą zarabiać minimalnej krajowej. Ten odpływ sił już następuje i tak naprawdę pielęgniarki z CZD podnoszą to jako swój podstawowy postulat: że są obłożone pracą ponad możliwości bezpiecznego wykonywania obowiązków, ponieważ jest ich za mało, by zająć się odpowiednio wszystkimi pacjentami. Osiągnęliśmy bowiem już z grubsza standard z przełomu XIX i XX wieku, kiedy to na jedną pielęgniarkę przypadało 30 do 50 pacjentów – i z niebywałym zapamiętaniem pędzimy dalej. Ruganie pielęgniarek, że domagają się sensownej płacy za swoją pracę nie sprawi raczej, że zawstydzone w pokorze wrócą do łóżek chorych i więcej nie będą pyskować. Raczej zniechęcone dopakują walizki i wyjdą ze szpitali, a na oddziałach zostanie sam prestiż, misja i powołanie. Im nie trzeba płacić.
__________________________________________________________________
Polecane lektury (poza linkami w tekście):
Interesujący rys historyczny pielęgniarstwa (z którego m.in. zaczerpnęłam dane historyczne)
Wirtualne muzeum pielęgniarstwa
Tu o opiniach o strajku mądrze pisze Dryjańska
A tutaj Jacek Wesołowski.
Zdjęcia pasków wypłat pielęgniarek – twitter.com