Taki na przykład Uniwersytet Gdański jest strasznie fajny, ma ładny budynek, z bieżącą wodą, kanalizacją, ogrzewaniem i w środku mnóstwo sal, które w godzinach wolnych od studentów można sobie wynająć w dowolnym w zasadzie celu. Można na prezentację garnków, można na pokazy majtek, można na wykłady o tym, że chemioterapia nie leczy, tylko obniża przeżywalność pacjentom oraz wywołuje nowotwory. Generalnie da się w murach Uniwersytetu robić cokolwiek, co nie łamie zasad prawnych, jak mówi prorektor ds rozwoju i finansów UG. Macie zapewnienie z samej góry, że Uniwersytet nie ma żadnych wymagań merytorycznych czy jakościowych dotyczących swojej marki: możecie handlować odpustami, odprawiać rytuały czy tresować pchły, powaga uczelni nie jest zagrożona przez wykorzystanie jej wizerunku do legitymizowania pseudonaukowego hochsztaplera i jego publikacji.
Mniej mnie w tej chwili martwi to, że UG strzelił sobie w stopę (państwo wybaczą tę anatomiczną metaforę, możemy ją pociągnąć dalej, mówiąc, że uniwersytet udzielający lokalu oszustom i naciągaczom staje się golemem na glinianych nogach, ale to nie konkurs poezji asocjacyjnej) tym posunięciem i uszkodził sobie prestiż. Jeśli rektorat uważa, że uczelnia musi się prostytuować, by pozyskać pieniądze na działalność podstawową – to jest to problem uczelni oraz właściwego ministerstwa, ja mogę oczywiście głęboko ubolewać nad nędzą zmuszającą wyższą uczelnię do kroków desperackich i dywagować, czy na pewno państwo polskie dobrze dysponuje swoim skromnym i zadłużonym nad miarę budżetem, jeśli inwestuje w budowę gargantuicznych obiektów kultu kosztem utrzymania placówek naukowych. Istotę problemu widzę jednak gdzie indziej – facet, który zupełnie serio opowiada takie rzeczy:
- grzybicę leczy się solą
- witaminą C da się leczyć nowotwory, schizofrenię i choroby serca
- przyczyną nowotworów jest nieprawidłowe oddychanie
- …lub niewłaściwe nawodnienie
- leczenie cukrzycy altmedem jest lepsze niż insulinoterapia
- woda z solą jest w ogóle lekiem na większość chorób, gdyż
- dieta niskosodowa to bzdura a ograniczenie soli szkodzi
- a wysoki cholesterol ma zbawienny wpływ na ludzkie zdrowie
– ten gość dostaje nie oślą czapkę i skrzynkę po jabłkach, lecz katedrę w sali wykładowej państwowego uniwersytetu. Uniwersytetu, którego sensem istnienia jest nie drukowanie dyplomów, lecz pomnażanie nauki oraz jej rzetelne weryfikowanie, tak, by absolwenci opuszczający te w założeniu czcigodne mury dysponowali aktualną, rzetelną, sprawdzoną i opartą na faktach, badaniach i replikowalnych eksperymentach wiedzą. Wpuszczenie pana Zięby i jego wziętego z powietrza ciągu skojarzeń niepopartych żadnymi wartościowymi badaniami na teren placówki jak dotąd naukowej uderza nie tylko w wiarygodność uczelni, ale kosztem tejże – dodaje wiarygodności szarlatanowi. Podsumujmy bowiem, kto skorzysta za tydzień z sali wykładowej polskiego uniwersytetu, opowiadając różne rzeczy o leczeniu i profilaktyce: Jerzy Zięba nie jest lekarzem i nigdy nim nie był. Nie studiował medycyny, pielęgniarstwa ani położnictwa. Nie studiował farmacji ani stomatologii, ani nawet weterynarii. Nie jest biologiem, biotechologiem ani biochemikiem. Sam nazywa się naturoterapeutą i swoją wiedzę czerpie od sobie równych czarodziejów i wróżek, z uniwersytetu imienia YouTube oraz obserwacji własnych i lektur książek o zielarstwie i samoleczeniu. Te kwalifikacje dają mu czelność dezawuować EBM* i wygłaszać opinie tak kuriozalne jak przytoczone powyżej, oraz sugerować ludziom chorym porzucenie leczenia szpitalnego czy ambulatoryjnego na rzecz terapii witaminami przyjmowanymi na wiadra, picia słonej wody czy innych kuriozalnych pseudoterapii.
Oczywiście inżynier Zięba jest ostrożny i wyraźnie podkreśla „nie twierdzę, żeby nie stosować chemioterapii”, ale jednocześnie ostrzega: „jeśli ktoś został poddany chemioterapii czy radioterapii, to leczenie alternatywne jest dużo mniej skuteczne”. Wolałabym, by pacjenci nie słyszeli podobnych ostrzeżeń wcale, na pewno jednak aula uczelni wyższej jest jednym z najmniej do czegoś takiego odpowiednich miejsc.
Edycja: literówki i popsute linki.