Kiedy byłem małą dziewczynką, czyli o zabieraniu głosu bez pytania 

Uwaga, będzie długi cytat, praktycznie podaję cały materiał opisujący interesujące wydarzenie kulturalne w stolicy dużego kraju w środku Europy. Otóż jedna z ważnych scen stołecznego miasta tak oto zaprasza na wstrząsający w wymowie spektakl – „Dziennik Czeczeński”:


Dziennik Poliny Żerebcowej, obecnie uznanej pisarki i dziennikarki, to poruszający zapis wchodzenia w dorosłość z okrutną wojną w tle. Czeczeńska autorka opisuje swoje dzieciństwo i młodość, które przypadły na lata 1994–2004. Najpierw jako dziewięcioletnia dziewczynka, potem jako nastolatka dokumentuje swój proces dojrzewania, prezentuje własną wizję świata i uwiecznia doświadczenia, które ją kształtują – rejestruje całe swoje życie, które toczy się podczas przerażających wojen czeczeńskich. I choć dziennik Poliny to luźne notatki osobiste, jest on niezmiernie sugestywny i liryczny. Nie pozostawia nikogo obojętnym.

Spektakl (..) oddaje głos Polinie, by mogła opowiedzieć nam o tym, co przeżyła, co działo się na przestrzeni 10 lat, podczas dwóch wojen czeczeńskich. Tak oto tworzy się opowieść o tym, jak w najbardziej nieludzkich okolicznościach pozostać człowiekiem.

Tu nie ma dobrych i złych, nie ma ocen. Jest relacja świadka. A świadek mówi nam: wojna to piekło. I nikt nie ma w niej racji, bo najbardziej cierpią przez wojnę ci, którzy jej nie rozpoczynali – niewinni cywile. W relacjach Żerebcowej wybrzmiewają przemilczane i faktyczne zeznania wszystkich ofiar. To głos uczciwy i odważny. Porażający.

Wychodząc od zapisków o konkretnej wojnie, spektakl przemienia się w przypowieść o wszystkich wojnach, podczas których ludzie zabijają się nawzajem, a dzieci dorastają, patrząc na świat pełen bólu i okrucieństwa. Wsłuchajmy się uważnie w głos świadków – dzieci, które musiały zmierzyć się z przemocą i niesprawiedliwością, nauczmy się od nich i weźmy odpowiedzialność za ich los. Wyjdźmy ze strefy komfortu i przestańmy udawać, że nas to nie dotyczy. Nie ma cudzych wojen i cudzych dzieci, wszystko jest wspólne, nasze. Krzywda dziecka pozostanie krzywdą, niezależnie od miejsca i czasu, w których została wyrządzona. Człowieczeństwa nie określają granice państw.

Zobaczmy wojnę widzianą oczami Poliny, od wewnątrz, z bliska. Posłuchajmy dziecka.



Zastanawia was tak samo jak mnie, jak udało się tę dramatyczną zapowiedź zrealizować? Kto przybliża polskiemu widzowi dramat dziewczynki, dramat dojrzewającej w trudnych warunkach nastolatki, dramat zmagającej się rzeczywistością wojny i przemocy młodej kobiety? Kto jej udziela głosu, kto jej cierpienie zapisane na stronach dziennika nam odczyta i przybliży?

Teatr Polski znalazł na szczęście wiarygodny głos dziewczynki i nastolatki, znalazł ten reklamowany głos dziecka. 

To Andrzej Seweryn, aktor płci niewątpliwie męskiej, lat 71 i troszkę. 

Nie chcę mówić, że Andrzej Seweryn jest złym aktorem, wręcz przeciwnie, jest aktorem wybitnym. Jest też dyrektorem teatru, w którym „Dziennik Czeczeński” ma być wystawiony. To zapewne koincydencja, że podjął zatem taką decyzję o obsadzie, i jego osobisty dramat, że w prowadzonym przez siebie teatrze nie znalazł ani jednej młodej aktorki zdolnej udźwignąć tę rolę, więc sam musiał odegrać głos czeczeńskiej dziewczynki. Widzę tu szlachetne nawiązanie do korzeni teatru, gdzie wszystkie role kobiece odgrywali mężczyźni. Ach, złote czasy geniuszy sceny, mistrzów charakteryzacji i słowa, którzy wcielali się w dziewczęta i matrony i jednym gestem pozwalali nam zapomnieć o takich drobiazgach, jak ton głosu czy zarost. Liczy się sztuka! Medea była straszna, gdy grzmiała basem, Otello zawsze był bardziej wiarygodny z twarzą wysmarowaną węglem, a Julia, gdy chrzęściła świeżym zarostem. Sztuka, sztuka nade wszystko.

Jednak w tym przypadku sztuka to nie wszystko. Jeśli Teatr Polski chce mi powiedzieć, że ważniejsza od opartej na faktach narracji ze środka wojny jest możliwość wykreowania nadzwyczajnej roli Andrzeja Seweryna, przypadkiem dyrektora Teatru Polskiego, to nabieram sceptycyzmu. Nie wierzę Andrzejowi Sewerynowi, że kiedykolwiek był małą dziewczynką, zagrożoną tym wszystkim, co grozi dziewczynce i nastolatce w strefie wojny. Wierzę, że jest aktorem zdolnym zagrać różne rzeczy, bo wszak nie był nigdy królem ani szaleńcem, ani łódzkim fabrykantem, a widziałam, jak sobie z tymi rolami chwacko radził. Wszelako ten występ jest reklamowany – i stąd przydługi cytat na wstępie – jako coś w rodzaju dokumentu na scenie, a nie jako sztuka teatralna. Tu nie ma grać mistrzowsko podawany dialog, nie scenariusz pełen dobrze zaplanowanych zwrotów akcji, a siła faktów relacjonowanych przez wystraszone wojną dziecko, które w trakcie tej relacji dorasta. Osobisty dziennik, powtórzę za reklamowym blurbem, a nie wysmakowana produkcja sceniczna. „Wojna oglądana oczami dziecka, Poliny” ma głos siedemdziesięcioletniego faceta, który będzie przed nami w tym reportażu o Czeczenii sprzed lat udawał małą dziewczynkę. 

Coś we mnie się na to bardzo oburza.

Albo mam traktować tę produkcję jak reportaż przeniesiony na scenę, albo jako pokaz aktorskiej wirtuozerii. Teatr Polski informuje mnie, że w spektaklu występuje wyłącznie Seweryn, żadnych innych nazwisk na afiszu nie ma. Są ludzie od światła, dźwięku, makijażu, ale jedynym aktorem dziennika POLINY ŻEBERCOWEJ, dziewczynki z Czeczenii, jest siedemdziesięcioletni facet. Oczywiście, dramat wojenny z pewnością pozwoli Sewerynowi rozwinąć nadzwyczajne umiejętności i olśnić widzów kreacją. Szkoda mi jednak bardzo, że nie robi tego w sztuce, napisanej specjalnie dla kogoś o jego talencie scenicznym. Jeśli używa czystego, nieudramatyzowanego reportażu pisanego przez przerażone dziecko dla własnego popisu, to odczuwam właśnie niesmak, a nie podziw. Wbrew intencjom twórców wcale nie czuję, że oto wielki aktor dał Polinie Żebercowej swój głos. Czuję, że go odebrał. Ten dziennik, czytany głosem kobiety, dziewczyny, mógłby przemawiać w sposób bezpośredni. Wydobycie samych słów, narracji, odczytanie najwierniej i najprościej, mogłoby mieć taką samą moc jaką mają pozbawione ozdobników i efektów specjalnych reportażowe w istocie Medaliony czy opowiadania Borowskiego. Ten sam dziennik odegrany przez wybitnego aktora staje się jego numerem popisowym. Oczywiście, Seweryn na pewno potrafi zrobić to dramatycznie. Ale ja nie chcę usłyszeć panasewerynowej interpretacji wrażeń z wojny czeczeńskiej, kiedy idę na spektakl nazywający się „Dziennik Czeczeński Poliny Żebercowej”. Ja chcę usłyszeć głos tej dziewczynki. Jeśli jakaś aktorka oddałaby swój głos, wcieliła się w to dziecko, miałaby szansę stać się przezroczystym medium, które mimo zmiany języka mogłoby oddać wiarygodnie i szczerze to, co jest istotą wydarzenia: pamiętnik, zapis, reportaż. Niestety to, co Teatr Polski reklamuje tak szumnie jako przybliżenie osobistej narracji w tej sytuacji jest tylko okazją dla pana Seweryna, by nas olśnił talentem. Chętnie popatrzę, ale gdy będzie to uczciwie zachwalane jako jego aktorski benefis. Nie wierzę bowiem, by Seweryn biorąc tekst tak obcy sobie pod względem warunków fizycznych (w końcu cóż jest odleglejsze od jego warunków niż mała dziewczynka?) zamierzał uczynić się przezroczystym lektorem wbrew sensowi i logice. Seweryn uznał, że albo jest tak wybitny, że wstrząsający materiał tylko on może wykorzystać w pełni do rozwinięcia aktorskich skrzydeł, albo uznał, że domyślnym głosem w sprawach poważnych może w Polsce być wyłącznie głos dojrzałego mężczyzny. Jako widz i jako kobieta mam trochę dość takiego podejścia. Chciałabym usłyszeć głos Poliny, a nie aktorską wariację na temat jej pamiętnika.

12 thoughts on “Kiedy byłem małą dziewczynką, czyli o zabieraniu głosu bez pytania 

  1. W latach trzydziestych, tuż przed dojściem Hitlera do władzy w Niemczech zaobserwowano ciekawy fenomen: zdarzali się Zydzi, którzy usiłowali wstąpić do NSDAP głęboko wierząc, że będą lepszymi i skuteczniejszymi nacjonalistami i antysemitami niż naziści.

    Nie, to nie jest od czapy. Najwidoczniej Seweryn też wierzy, że będzie lepszą dziewczynką od wszystkich innych dziewczynek.

  2. Szczerze mówiąc ocenia Pani podejście do sztuki nie widząc jej efektów. Być może aktor od początku miał swoją własną wizję przedstawienia dokumentu i dostosowania jej do wymogów scenicznych. Utwór jest wystawiany jako sztuka teatralna, nie odczyt dziennika autorki. Z pani slow wynika że człowiek wrażliwy, znajacy się na aktorstwie nie jest w stanie przekazać uczuć i emocji tak jakby zrobiła to kobieta. Czy nie jest to stosowanie podwójnych standardów?

  3. @Kuja:
    Według materiałów prasowych, „Dziennik Czeczeński…” nie jest sztuką teatralną, zresztą celowo kładę nacisk na to, bo w innym przypadku taka decyzja mogłaby mieć *artystyczny* sens. Ale ponieważ w tekście promującym nacisk kładzie się na samą treść, na wymowę faktów, a nie ich sceniczne udramatyzowanie, jeśli żąda się od widza, by posłuchał *głosu dziecka*, a jednocześnie w tym samym tekście (proszę kliknąć w link z notki, tam jest cały materiał promujący wydarzenie) zapowiada, że pamiętnik Poliny czyta Andrzej Seweryn, to ja tu słyszę dysonans. Nie wykluczam, że inni słyszą co innego, mówię za siebie: stary facet robiący popis przy użyciu pamiętnika sterroryzowanej dziewczyny mnie żenuje. Zwłaszcza, gdy jednocześnie udaje, że nie będzie się zgrywał, tylko serio i wiernie odtwarzał tekst i dramat oryginału.
    A wracając do pytania, i przez chwilę udając, że Dziennik nie ma być (jak zapewniają materiały prasowe) odczytany, a zagrany: jakie są przeciwwskazania, by wrażliwy człowiek znający się na aktorstwie, najęty do monodramu o dziewczynce w strefie wojny był kobietą?

  4. Z pani slow wynika że człowiek wrażliwy, znajacy się na aktorstwie nie jest w stanie przekazać uczuć i emocji tak jakby zrobiła to kobieta.

    A skąd. Ze słów wynika, że jakby Polina była facetem, Andrzej Seweryn miałby dowolność w interpretowaniu jego tekstu, choć i tak większym popisem byłoby znalezienie solidnego aktora dziecięcego.

    Czy nie jest to stosowanie podwójnych standardów?

    Aj, klasyczny dogwhistling. Niepotrzebnie angażuję.

  5. Wiesz, tak sobie myślę, że ostatecznie można by obsadzić w tej roli mężczyznę, ale tylko w połowie duetu. Wyobrażam sobie taki dualizm: część czyta (odgrywa) bardzo młoda kobieta, a część Seweryn. I to byłaby ta część mówiąca o pewnym uniwersalizmie przeżyć: że wojna jest czymś potwornym dla każdego, bez względu na płeć i wiek. Takie rozegranie obsady byłoby poniekąd procesem twórczym.
    Niestety wszyscy wiemy, że wojna niesie ze sobą wydarzenia, które mężczyzn nie dotykają, a Polina zapewne o nich pisze (zakładam, bo nie znam tekstu). Relacja pierwszoosobowa z wielokrotnych czy zbiorowych gwałtów w ustach siedemdziesięcioletniego mężczyzny jest zjawiskiem, które przytrafia się komuś innemu. W ustach dziewczynki/młodziutkiej kobiety musi być wstrząsająca ponad miarę. I dlatego wątpię, żeby Seweryn temu sprostał, z całym szacunkiem dla jego warsztatu. Może tak będzie mu się wydawało. Może nawet kilku panom. Ale nie kobietom, szczególnie takim, które doznały przemocy. Finalnie wyjdzie po prostu na zarozumialca.
    Więc: NIE.
    PS Dzięki za życzenia. W razie ewentualnych wątpliwości: tak, to ten sam facet. Piszę o tym, bo moi dowcipni przyjaciele, powiadomieni, by nie planowali urlopów w tym terminie, jak jeden mąż zadawali pytanie „Ale to ten stary, czy jakiś nowy?”. Jacy żartownisie, no popatrz 😉

  6. Wg Pani nie jest to sztuka teatralna, materiał jest jednak afiszowany jako spektakl czyli adaptacja „Dziennika…”, a nie jego wierne odczytanie. Odpowiadając na pytanie – oczywiście nie ma przeciwwskazań aby przedstawiła to kobieta czy też dziewczynka. Zwracam tylko uwagę, że bez obejrzenia spektaklu (z tekstu wynika że poddaje Pani krytyce samo podejście, a nie spektakl) nie ma sensu poddawać w wątpliwość działań Teatru Polskiego czy też Andrzeja Seweryna, ze względu na jego wiek i płeć.

  7. Osoby z wewnątrz mówią, że jest to celowe zabieg a nie przerośnięte ego .
    Cytat z osoby związanej z teatrem, z prywatnego wątku na fejsie, gdzie podlinkowałem twoją notkę.

    „Tak, tutaj chodziło o to, aby aktor był jak najdalej wiekowo od bohaterki, żeby nie popadać w sentymentalizm, nie „grać” dziewczynki, żeby widz nie utożsamiał aktora z bohaterką.”

  8. @Robert Pyzel:
    Nie kupuję. Serio mają publiczność za debili, że gdyby czytała pamiętnik Dymna, że Stenka czy, bo ja wiem, Jungowska czy jakaś młoda nieznana szerzej, to wszyscy by podejrzewali, że własne wspomnienia czyta i zachwycali się, jak znakomicie mówi po polsku jak na Czeczenkę?
    No proszę was, od aktora i reżysera zależy, czy tekst będzie podany łzawo i dramatycznie, czy sucho i informacyjnie, żeby sama treść bez gimnastyki mimicznej robiła efekt.
    Jak się pisze na afiszu „posłuchajmy głosu dziecka”, to stary Seweryn brzmi w tym jak totalny fałsz.
    Jeśli mieli szlachetne intencje, to przestrzelili a ja im nie wierzę.

  9. W kwestii artykułu nie mam nic do dodania, ale z komentarzami będę polemizowała:
    „Niestety wszyscy wiemy, że wojna niesie ze sobą wydarzenia, które mężczyzn nie dotykają, a Polina zapewne o nich pisze (zakładam, bo nie znam tekstu). Relacja pierwszoosobowa z wielokrotnych czy zbiorowych gwałtów w ustach siedemdziesięcioletniego mężczyzny jest zjawiskiem, które przytrafia się komuś innemu”.
    W kontekście wojny w Czeczenii? No nie bardzo.

Dodaj komentarz